Inicjatywa "Suma Idei"
  • O NAS
    • NASZA MISJA
    • PATRONAT
  • NASZE INICJATYWY
  • W MEDIACH
  • O EDUKACJI
  • KONTAKT
  • O NAS
    • NASZA MISJA
    • PATRONAT
  • NASZE INICJATYWY
  • W MEDIACH
  • O EDUKACJI
  • KONTAKT
28 marca 2024  |  Przez Łukasz In Religia, Światopogląd

„Religijny” obłęd, czyli jak szkodzić, „pomagając” i „pomagać”, szkodząc

si_religia_w_szkole

Nie pierwszy to raz, a zapewne i nie ostatni, gdy nauczanie religii w szkołach doprowadza do iskrzenia na linii Episkopat–Ministerstwo Edukacji Narodowej. Tym razem zapalnikiem okazały się upublicznione, a nieskonsultowane z KEP (o co największy żal jej kierownictwa) plany resortu, w myśl których: (1) ocena z religii (ale także etyki) nie będzie wliczać się do średniej, (2) katechezę winno się organizować na pierwszych i/lub ostatnich godzinach lekcyjnych, (3) wymiar lekcji religii ulec ma redukcji do 1 godziny tygodniowo.

 

Nie sposób oprzeć się wrażeniu – stąd poniekąd zrozumiałe oburzenie hierarchów – że wszystkie przedkładane rozwiązania, niewątpliwie obniżające rangę religii jako przedmiotu, ostatecznie służyć mają wyrugowaniu jej ze szkół. Inna rzecz, że wrażenia niżej podpisanego wyraźnie korespondują ze zwerbalizowanym m.in. w audycji Onet Rano w dn. 23 lutego br. prywatnym poglądem, na rzeczoną kwestię, minister Barbary Nowackiej, ufnej „że miejscem religii jest salka katechetyczna”. Czyżby zatem po ponad sześciu dekadach historia miała zatoczyć koło? Oby nie, bo jako żywo przywodzi na myśl inną, stanowiącą swoistą emanację urzędniczej krótkowzroczności, a mianowicie likwidację, na przełomie wieków, regionalnych połączeń kolejowych. Wówczas refleksja decydentów przyszła… ale poniewczasie.

 

Ziemia zaludnia się, ateistów ubywa

Jeszcze w listopadzie 2022 r. licznik światowej populacji przekroczył niebotyczne 8 mld osób. Jednakowoż, co znamienne, ledwie co ósmy spośród mieszkańców Ziemi (1,09 mld) deklaruje się jako bezwyznaniowiec (ateista, agnostyk, nieprzyznający się do wyznawania jakiejkolwiek religii). Istotny wydaje się fakt, iż wbrew lansowanym przez środki masowego przekazu tendencjom sekularystycznym grupa ta nie tyle nie rozrasta się, ile w odstępie ostatnich nieco ponad dziesięciu lat (od roku 2010) uszczuplała o ok. 3,6 proc. Powyższe wcale nie oznacza, że zbiorowa iluzja – jak religię zwykł określać Zygmunt Freud – przeżywa okres prosperity. Autorowi znane są wszelako nienapawające optymizmem wyniki badań – w tym opracowywane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego – obrazujące niepokojący, a obserwowany na przestrzeni ostatnich lat trend w odniesieniu do uczestnictwa dzieci i młodzieży w lekcjach religii. Ów trend stał się na tyle dojmujący – spadek odsetka uczęszczających na katechezę z 87,6 proc. w roku szkolnym 2019/2020 do 80,3 proc. w minionym roku szkolnym – że zmusił do jego dostrzeżenia i odpowiedzi nań bagatelizujących go przez lata kościelnych dostojników. Już przed czterema laty kard. Kazimierz Nycz w rozmowie z Tomaszem Królakiem dla „Więzi” przyznawał: „jest faktem, że w ciągu tych 30 lat dokonuje się pełzający spadek frekwencji dzieci i młodzieży […] na katechezie w szkole”. Mniej więcej w tym samym czasie w podobnym tonie, w liście pasterskim zwracał się do swoich diecezjan biskup świdnicki Marek Mendyk, pisząc: „Docierają do nas niepokojące informacje, że sporo młodych ludzi nie uczestniczy w zajęciach z religii lub się z nich wypisuje”. Zasłonę milczenia spuścić należy na, stawiane przez kościelnych prominentów, diagnozy takiego stanu rzeczy.

 

Katecheza w szkole – rzecz normalna

Tym niemniej nawet w krajach o dalece bardziej zlaicyzowanych społeczeństwach niż rodzime nauczanie religii, co do zasady, odbywa się w ramach systemu oświaty publicznej. Pośród państw członkowskich Unii Europejskiej niechlubnymi wyjątkami w tym względzie są Francja (z wyłączeniem Alzacji i Lotaryngii) i Słowenia (w obydwu „świeckość” rozumiana jest na wskroś literalnie) oraz Bułgaria (tu religia nie wróciła do szkół – jak chociażby w Polsce – wraz z transformacją ustrojową) i Luksemburg, o którym nieco szerzej w dalszej części rozważań. Na drugim biegunie – z formalnie obligatoryjnym uczestnictwem w szkolnej katechezie – pozostają Cypr, Malta, Austria, Szwecja, Dania, Finlandia, Grecja oraz większość krajów związkowych w Niemczech. Najliczniejszą grupę – włączając w nią Polskę – stanowią te państwa, w których decyzja o (nie)uczęszczaniu na lekcje religii leży w gestii rodzica ewentualnie ucznia po osiągnięciu przezeń pełnoletności. Warte podkreślenia jest zróżnicowanie modeli edukacji religijnej funkcjonujących w poszczególnych systemach szkolnych – od modelu konfesyjnego, realizowanego przez konkretne związki wyznaniowe (koncepcja obowiązująca m.in. w Polsce), do religioznawstwa, czyli formuły pozawyznaniowej (silnie zakorzenionej m.in. w krajach skandynawskich). W nielicznych krajach UE – Austrii, Grecji, Irlandii, Finlandii, pięciu landach niemieckich oraz Czechach – umożliwia się uczniom składanie z religii egzaminu maturalnego.

 

Szkoła integralnego rozwoju

„Nadrzędnym celem szkoły jest wspomaganie wszechstronnego rozwoju ucznia” – nie jest to bynajmniej, choć wyjątkowo mu bliskie, stwierdzenie niżej podpisanego, a zdanie otwierające sygnowaną przez Ośrodek Rozwoju Edukacji publikację autorstwa Haliny Wurszt pt. Szkolny system wspierania uzdolnień. Zdanie, dodać należy, pod którym z całą pewnością, obydwiema rękami, podpisaliby się Stefan Kunowski i Andrzej Szyszko-Bohusz – nieodżałowane znakomitości rodzimej pedagogiki. Pierwszy z nich, kojarzony głównie z warstwicową teorią rozwoju człowieka, uznawał warstwę duchową (tj. życie religijne) – o którą zresztą rzeczoną koncepcję wzbogacił – za pozwalającą osiągnąć pełnię człowieczeństwa, a tym samym wieńczącą proces rozwoju wychowawczego. Drugi – będąc prekursorem pedagogiki holistycznej – postrzegał świat jako sumę namacalnej rzeczywistości i, niepoddającej się zabiegom racjonalnego umysłu, boskiej tajemnicy życia. Szkoła – w jego mniemaniu – winna przygotowywać podopiecznych do rozumienia samych siebie w tak zdefiniowanym uniwersum. Także Bogusław Śliwerski w szkole upatruje instytucji odgrywającej niepoślednią rolę w adaptowaniu się jej wychowanków do otaczających ich kulturowych realiów. Należy mieć wszelako na uwadze, że działalność wychowawcza szkoły – o czym wprost mówi Podstawa programowa kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej – musi odbywać się z uwzględnieniem woli rodziców.

 

Katecheta wychowawcą?

Zatrudnienie nauczyciela religii w szkole odbywa się – jak każdego innego zresztą – w oparciu o przepisy ustawy z dnia 26 stycznia 1982 roku – Karta Nauczyciela, z jednym jednakowoż, acz istotnym zastrzeżeniem – warunkiem sine qua non nawiązania stosunku pracy jest uzyskanie przez kandydata – a wymóg ten wprost sformułowano w art. 12 ust. 3 Konkordatu – parafowanego przez biskupa diecezjalnego, imiennego skierowania do nauczania w określonej szkole – tzw. misji kanonicznej. Owo upoważnienie, a właściwie wynikła z konieczności jego przedkładania podwójna podległość służbowa, stanowi czynnik różnicujący status nauczyciela religii od pozostałych członków rady pedagogicznej, uniemożliwiający przyjmowanie przezeń obowiązków wychowawcy. Opisywany stan – „traktowany był” – co w wystąpieniu do MEN z dn. 7 marca 2018 r. podnosił ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar – „jako gwarant wolności sumienia i wyznania uczniów nieuczęszczających na lekcje religii bądź uczęszczających na lekcje religii mniejszościowych, a także stanowił jeden z elementów praktycznej realizacji zasady bezstronności światopoglądowej władz publicznych wywodzonej z art. 25 Konstytucji RP” – i jako taki, właściwie niekontestowany, utrzymywał się przez szereg lat, aż do zarzuconej ostatecznie w kwietniu 2018 r. próby zmiany w rozważanym zakresie rozporządzenia w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach przez Annę Zalewską (projekt z 20 lutego 2018 r.). Koniec końców po legislacyjnym fiasku swoisty wyłom w doktrynie, choć z całą pewnością niepełnoskalowy, uczyniła interpretacja obowiązującej wersji rozporządzenia autorstwa Katarzyny Koszewskiej, dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego w MEN (z dn. 12 stycznia 2019 r.), rozszerzająca krąg potencjalnych wychowawców o katechetów, którzy w danej szkole, poza religią, nauczają jednocześnie innego przedmiotu. Wykładnia ta mimo fali krytyki, która nań się wylała, nie czyni rodzimego systemu w tym względzie nad wyraz awangardowym, wszelako analogiczne rozwiązanie obowiązuje chociażby w Austrii. Zdecydowanie bardziej, jakkolwiek kuriozalnie to w rzeczonym kontekście zabrzmi – liberalne – podejście przyjęto natomiast w Hiszpanii, Portugalii i we Włoszech, gdzie pełną swobodę w powierzaniu obowiązków wychowawcy klasy (także katechetom) pozostawiono dyrektorom placówek.

 

Donkiszoteria Barbary Nowackiej

Nie jest tajemnicą, że minister Barbara Nowacka wręcz emanuje lewicową wrażliwością, którą – można by bez większego ryzyka rzec – wyssała z mlekiem matki. Wszakże jej rodzicielka – Izabela Jaruga-Nowacka – jedna z liderek Unii Pracy w szczytowym momencie popularności tejże formacji w swoim przebogatym politycznym portfolio karty zapisywała m.in. jako: pełnomocnik rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn tudzież minister polityki społecznej. Obszary te, niby swoista spuścizna, rychło okazały się także (cóż za paradoks!) predestynacją dzisiejszej szefowej resortu edukacji, albowiem jej droga na polityczne salony wiodła m.in. przez „czarny protest”, oddolny ruch społeczny upominający się o prawa reprodukcyjne kobiet, którego niewątpliwie była jedną z twarzy. O pasji, z jaką walczyła za sprawę – wówczas już, z woli suwerena, w roli posłanki na Sejm RP – niech świadczy fakt, że podczas jednej z manifestacji – 28 listopada 2020 r. – funkcjonariusze policji, przekraczając swoje uprawnienia, użyli w stosunku do niej gazu pieprzowego. Na przestrzeni lat Barbara Nowacka dała się także poznać jako orędowniczka mniejszości seksualnych, jednoznacznie opowiadając się po ich stronie, w czasie gdy po kraju rozpleniały się, jakże haniebne, dyskryminujące je uchwały samorządów powołujące do życia tzw. strefy wolne od LGBT. Z kolei działalnością – w opinii autora – ujmując rzecz eufemistycznie, zdecydowanie mniej chwalebną była i jest jej krucjata skierowana przeciw obecności religii w sferze publicznej, w tym w szczególności w szkole. W jej ramach jeszcze w styczniu 2019 r. wraz ze współpracownikami ze Stowarzyszenia Inicjatywa Polska rozpoczęła zbiórkę podpisów pod petycją inicjatywa25.pl (gdzie 25 to nawiązanie do 25. artykułu Konstytucji RP traktującego o świeckości państwa), stanowiącą właściwie projekt ustawy determinujący (w odniesieniu do szkolnej katechezy): (1) zaprzestanie finansowania ze środków publicznych, (2) nieumieszczanie oceny na świadectwie i (3) niewliczanie jej do średniej ocen oraz (4) organizowanie wyłącznie przed albo po obowiązkowych zajęciach szkolnych. Żywot przywoływanej propozycji, wspartej ostatecznie przez ok. 57 tys. obywateli, dokonał się w dniu 16.05.2019 r. podczas 186. posiedzenia sejmowej Komisji ds. petycji, która stwierdziwszy nieosiągnięcie przezeń wymaganego dla obywatelskich projektów ustaw – a jako taki, zgodnie zresztą ze stanem faktycznym, była rozpatrywana – stutysięcznego limitu podpisów, nie nadała jej dalszego biegu. Pozostaje wierzyć, że potraktowanie przez funkcjonariusza B. Nowackiej gazem nie było motywowane religijnie, tzn. nie doszło do niego na skutek emocjonalnego wzmożenia ojca, którego dzieciom postanowiła ograniczyć dostęp do lekcji religii.

 

Świecka szkoła K. Lubnauer

Jedną z niekwestionowanych prekursorek w dyskutowanych kwestiach była Katarzyna Lubnauer, która w roku 2015 wraz z Leszkiem Jażdżewskim, redaktorem naczelnym czasopisma „Liberté!” (choć może kolejność winna być odwrotna), wyszła z propozycją obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej mającej na celu zniesienie finansowania nauczania religii z budżetu państwa. I choć projekt zyskał przychylność ok. 150 tys. osób, po skierowaniu go w dniu 29 stycznia 2016 r. do prac w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży słuch po nim zaginął. Do idei „świeckiej szkoły” dzisiejsza wiceminister edukacji powróciła w styczniu 2019 r., kiedy to .Nowoczesna, już pod jej sterami, w zastraszającym tempie – jak przystało na przystawkę – wchłaniana była przez Platformę Obywatelską. Odkurzenie i radykalizacja, jak mogło się wydawać – przebrzmiałej propozycji – stanowiły, w ówczesnych politycznych realiach, li tylko rozpaczliwą próbę zachowania tożsamości osieroconej przez Ryszarda Petru formacji. Zaktualizowany – a przy tym częściowo zbieżny z postulatami sformułowanymi przez Inicjatywę Polską w przywoływanej petycji – projekt przewidywał: (1) finansowanie lekcji religii przez Kościół z podatku płaconego przez wiernych, (2) jedną godzinę zajęć tygodniowo, (3) organizowanie katechezy wyłącznie na pierwszej lub ostatniej lekcji, (4) nieumieszczanie oceny na świadectwie i niewliczanie jej do średniej, (5) samodzielne decydowanie o (nie)uczęszczaniu na zajęcia przez uczniów szkół średnich oraz (6) pozbawienie katechety miejsca w radzie pedagogicznej. Po tygodniu od wniesienia go do Sejmu – tj. 18.01.2019 r. – projekt skierowany został do konsultacji społecznych, w których – jak można, zważywszy na brak jakichkolwiek późniejszych aktualizacji jego statusu, mniemać – pozostaje do chwili obecnej…

 

Wzburzenie katechetów

Nadzieje antyklerykałów odżyły wraz ze zwycięstwem w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych Koalicji 15 października i zaprzysiężeniem w dn. 13 grudnia 2023 r. rządu Donalda Tuska, w skład którego, w rangach ministra (B. Nowacka) i sekretarza stanu (K. Lubnauer), weszły obydwie dotąd nieskutecznie borykające się z „problemem” szkolnej katechezy, działaczki. Oczekiwania ich elektoratów nie zostały zawiedzione, gdyż jedną z pierwszych zapowiedzi nowo ukonstytuowanego kierownictwa MEN była ta dotycząca reorganizacji lekcji religii (szerzej o założeniach we wstępie). Dotykając tej jakże drażliwej materii, inicjatorki zmian niewątpliwie musiały liczyć się z ewentualnością oporu, jeśli nawet nie ze strony znacznej części społeczeństwa, to przynajmniej środowiska katechetów. Na reakcję – co w ich przypadku nie jest wcale normą, wszakże dotąd uważani byli za grupę raczej spolegliwą – wywołanych do tablicy nie trzeba było długo czekać. Jeszcze w styczniu br. celem wypracowania wspólnego frontu w rozmowach z resortem oświaty powołano do życia Stowarzyszenie Świeckich Katechetów (liczba takowych oscyluje w granicach 17 tys. przy 12 tys. duchownych), a niezależnie od tego, na poziomie lokalnym, przygotowano w ramach akcji #dOCEŃto petycję, która rozstrzygnąć winna o: (nie)wliczaniu stopnia z religii/etyki do średniej ocen oraz utrzymaniu (bądź nie) dotychczas obowiązującego tygodniowego wymiaru godzin z tych przedmiotów (świeccy nauczyciele religii diecezji tarnowskiej z poparciem SŚK), ponadto wystosowano list otwarty do minister edukacji (nauczyciele religii z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej).

 

Dyktat mniejszości

Szczególnie dojmujące w percepcji osoby – jak Barbara Nowacka – uważającej się, i poniekąd słusznie, za działaczkę równościową muszą być sformułowane w tym ostatnim oskarżenia – pośrednie – o hipokryzję i – wyrażone wprost – o dyskryminację, segregację oraz wykluczanie z przestrzeni publicznej ludzi o odmiennych przekonaniach. Zarzuty – choć na pozór, wydawać by się mogło, absurdalne – po nieco tylko wnikliwszej analizie nabierające doprawdy głębokiego sensu. Clou problemu stanowi bowiem, niezmiennie pokutujące w powszechnej świadomości, a w istocie błędne, przekonanie, iż obiektem ucisku stać się może wyłącznie mniejszość. Do przyjmowania takiej optyki w żaden sposób nie uprawniają ani definicje słownikowe (mowa w nich o prześladowaniu/ograniczaniu praw osób lub grup społecznych bez kategoryzowania ich ze względu na liczebność), ani tym bardziej dziejowe doświadczenia (apartheid, czyli doktryna społeczno-polityczna realizowana w latach 1948–94 w RPA, oparta na supremacji białej mniejszości, czy też nasilająca się od lat 30. XX wieku sunnicka dominacja nad szyicką – stanowiącą ok. 70 proc. populacji kraju – większością w Bahrajnie). Cokolwiek znamienną dla dyskutowanej sfery jest sytuacja, która swego czasu – marzec 2019 r. – miała miejsce w puszczykowskiej Szkole Podstawowej Nr 2. Otóż za zgodą rady rodziców (dwadzieścia głosów za przy jednym wstrzymującym się) podopiecznych rzeczonej placówki, w 98 proc. uczęszczających na katechezę, podczas tejże odwiedzić miał – wizyta ostatecznie nie doszła do skutku – biskup Kościoła katolickiego. Plany te były jednak zdecydowanie nie w smak jednej z radnych miejskich, doszukującej się w nich „dyskryminacji uczniów należących do mniejszości światopoglądowych”, o czym zaniepokojona z „żądaniem przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego” pospieszyła zawiadomić wielkopolską kurator oświaty. Warto nadmienić, iż podobnego „wzburzenia” u tej jakże wrażliwej na ludzką „niedolę” członkini organu stanowiącego nie wywołały wcześniejsze, odbywające się w ramach lekcji etyki, spotkania z imamem czy z rabinem. W ich przypadku, rzecz jasna, obyło się bez jakichkolwiek interwencji.

 

Wyższy poziom radykalizmu

Zbliżonym poziomem niekonsekwencji, żeby nie napisać hipokryzji, wykazała się dzisiejsza minister edukacji, nierada komentując, w programie Graffiti z 10 czerwca 2019 r., określany mianem „tęczowej mszy” happening towarzyszący warszawskiej Paradzie Równości. Koncelebrowane m.in. przez osobnika w durszlaku na głowie (oddelegowanego najpewniej przez Kościół Latającego Potwora Spaghetti) obrzędy, których charakter – zdaniem Jana Grabca z Platformy Obywatelskiej – „wymaga wyjaśnienia”, zbulwersowały nawet tak zagorzałego antyklerykała jak Włodzimierz Czarzasty, ale nie liderkę Inicjatywy Polskiej. Przewodniczący SLD, wtórując oburzonemu Grabcowi („wyśmiewanie czyjejś religii jest kompletnie niedopuszczalne”), grzmiał bowiem: „Naśmiewanie się z wiary i wierzących nigdy mi się nie podobało. I nie będzie mi się to podobało”, co stało w oczywistym kontraście do bagatelizujących zajście słów: „Nie widzę niczego niewłaściwego w tym, że są inne (niż katolicyzm – przyp. RZ) religie” obecnej dysponentki gmachu przy al. Szucha 25. Antykatolickie nacechowanie przytaczanej wypowiedzi każe z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że jakikolwiek zaistniały w przestrzeni szkolnej przejaw kultu, jak by nie było, dominującego w naszej ojczyźnie wyznania, spotkałby się z – ujmując rzecz eufemistycznie – chłodnym przez nią przyjęciem.

 

Dyskryminacyjna pułapka

Wejście w życie forsowanych przez MEN zmian w nauczaniu religii przyczyni się – na skutek jej legalizacji – do nadania dyskryminacji, w innym z obszarów, charakteru systemowego. Mowa rzecz jasna o narzuceniu umieszczania katechezy w planie wyłącznie jako poprzedzającej lub następującej po zajęciach obowiązkowych. Jakkolwiek bowiem układający rozkład zajęć dyrektor ma możliwość posiłkowania się „okienkami”, to – jak przekonuje radca prawny Wioletta Wołek-Sarek z Portalu Oświatowego – nadużywanie tej prerogatywy w stosunku do jednego tylko, konkretnego nauczyciela równoznaczne jest z – ni mniej, ni więcej – jego dyskryminowaniem. Faktyczny cel „reformatorek”, bo chyba mało kto daje wiarę oficjalnemu resortowemu przekazowi, jawi się jako dość oczywisty, ale i perfidny zarazem, jest nim bowiem dokumentne zohydzenie katechetom uprawianej przez nich dotąd profesji. Doprawdy nie sposób w innych kategoriach rozpatrywać, zważywszy na wciąż mizerny poziom wynagrodzeń w oświacie, z jednej strony drastycznego ograniczania liczby możliwych do prowadzenia godzin lekcyjnych w szkole macierzystej, z drugiej zaś praktycznego wyeliminowania możności uzupełnienia etatu w innej placówce. Proceder ten do złudzenia przypomina ongisiejsze manipulowanie przy rozkładach jazdy pociągów, o których likwidacji decydenci przesądzali zawczasu. Dla wykazania, że dana linia jest nierentowna, wystarczyło godziny odjazdów/przyjazdów składów ustanowić o porach uniemożliwiających dotychczasowym abonentom dotarcie na czas do pracy/szkoły. W przypadku nauczycieli religii dostrzegalna jest pewna – nieosiągalna dla pozbawianych w przeszłości środka lokomocji podróżnych – furtka, którą stanowić może, czyniąc, niejako przy okazji, działania minister Nowackiej i jej akolitów przeciwskutecznymi, poszerzenie kwalifikacji. Wystarczy wszelako, że katecheta nabędzie uprawnienia do nauczania kolejnego przedmiotu, a nie tylko nie poniesie uszczerbku na finansach, ale dodatkowo, zapewne ku rozpaczy swoich ciemiężycielek, zrówna się statusem z pozostałymi członkami rady pedagogicznej, zyskując tym samym przepustkę do obejmowania funkcji… wychowawcy klasy.

 

Skrytokatechizacja

Niezmiennie kontestowanym, przez niemalże wszystkie strony sporu, zapisem obowiązujących dziś regulacji pozostaje ten sankcjonujący ewentualność nieuczęszczania na żaden z dwóch – mowa rzecz jasna o religii i etyce – powszechnie uznawanych za wykluczające się przedmiotów. Stąd nie powinno dziwić, że w homilii inaugurującej rok 2020 metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, przestrzegając przed narodzinami „pokolenia nihilistów”, czyli ludzi wyzutych nie tylko z „wartości religijnych, ale również humanistycznych”, upominał się o zawężenie możliwości rzeczonego wyboru wyłącznie do alternatywy. Apel dostojnika rychło trafił na podatny grunt, wszelako już w kwietniu roku następnego w wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” minister edukacji Przemysław Czarnek przesądzał, iż „nauka albo religii, albo etyki będzie obligatoryjna, by do młodzieży docierał jakikolwiek przekaz o systemie wartości”. Deklaracja, przyznać należy, gdyby nie zła sława wyprzedzająca składającego ją – w omawianym okresie P. Czarnek, wg realizowanego przez CBOS badania „Aktualne problemy i wydarzenia” (371), cieszył się zaufaniem ledwie 18% respondentów – i jego ukryte intencje, niebudząca większych kontrowersji. Dość nadmienić, iż w Luksemburgu, w którym w styczniu 2015 r. wycofano religię ze szkół, nie pozostawiono sfery obyczajowości niezaopiekowaną, zastępując ją nowym przedmiotem o charakterze świeckim – „wychowaniem do wartości”. Diabeł – jak często w tej podobnych sytuacjach bywa – tkwił jednak w szczegółach. Otóż szef resortu edukacji umyślił sobie plan „konserwatywnej kontrrewolucji” w oświacie, którego elementem miało być, w obliczu ich niedoboru, wykształcenie – głównie na uczelniach katolickich (w tym m.in. w toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej) – korpusu nauczycieli etyki, którzy mieliby de facto, w ramach realizowanych zajęć, wprowadzać uczniów w system wartości niewiele (lub wcale) różniący się od wpajanego na katechezie. Opisane okoliczności stwarzały ponadto realne ryzyko desygnowania do wykładania obydwu przedmiotów w obrębie jednej placówki tej samej osoby, a to mogłoby uczynić z etyki… zakamuflowane lekcje religii. Niestosowność takowej sytuacji nie uszła uwadze nawet – wydawałoby się, żywotnie tym zainteresowanego – koordynatora Biura Programowania Katechezy przy Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski ks. prof. Piotra Tomasika, który w rozmowie z KAI przekonywał: „Gdyby jakiś nauczyciel religii spytał mnie, czy może iść na studia podyplomowe i potem uczyć etyki, to nie widziałbym przeciwwskazań, ale doradziłbym mu, aby wziął te godziny w innej szkole. Tu występuje bowiem jako przedstawiciel Kościoła czy jakiegokolwiek innego związku wyznaniowego, a tam może uczyć jako przedstawiciel pozawyznaniowego systemu szkolnego”.

 

Przemysław Czarnek słoniem w składzie porcelany

Ostatecznie w okolicach stycznia 2023 r., po drugim prezydenckim vecie, minister edukacji odstąpił od dalszych prób forsowania swojego sztandarowego pomysłu, na potrzeby publicystyki określanego mianem „LEX Czarnek”. Nie sposób rozsądzić, czy, jak się zarzekał, decyzję podjął z uwagi na dobiegającą końca kadencję Sejmu, czy też, co wydaje się dużo bardziej prawdopodobne, po namyśle uznał, że zagalopowawszy się w radykalizmie, wylał dziecko z kąpielą. Gdyby nie wręcz bijąca od oświatowego prominenta buta, można by jeszcze zakładać, że poniewczasie wsłuchał się w głos Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Marcina Wiącka, który w wystąpieniu doń, z dn. 8 listopada 2021 r., zwracał uwagę m.in. na dość nieoczywiste zagrożenie związane z usankcjonowaniem obowiązku wyboru pomiędzy lekcjami religii i etyki, a mianowicie coraz częściej torpedujące działania szkoły, odmienne stanowiska obydwu rodziców/opiekunów prawnych uczniów. Działalność P. Czarnka na tyle zaszkodziła sprawie, że nawet co do zasady podzielający jego pogląd, bezbłędnie odczytując niesprzyjający zmianom nastrój społeczny, postanowili wziąć na przeczekanie. Do grona tych ostatnich niewątpliwie zaliczyć należy uhonorowanego w 2019 r. przez „Głos nauczycielski” – a to skądinąd nie lada wyczyn, gdyż tygodnik ów jest jawnie lewicujący – tytułem Nauczyciela Roku ks. Damiana Wyżkiewicza. Tenże, w wywiadzie rzece udzielonym Dawidowi Gospodarkowi, zarzucił „kontrrewolucjoniście”, nie mijając się zresztą z prawdą, że ten, poprzez swoje zaczepne wypowiedzi, uczynił „ze sprawy lekcji religii i etyki sprawę polityczną”.

 

Wybiórcza demokracja bezpośrednia

„Sprawy światopoglądowe […] nie powinny być ograniczane i wpisane w umowie koalicyjnej” – podkreślał w rozmowie z „Wysokimi Obcasami” tuż po wygranych przez Koalicję 15 października ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Narracją tą – także już jako wicepremier – konsekwentnie (lub jak kto woli – z uporem), po wielokroć, w późniejszych wypowiedziach zbywał wszelkie zarzuty odnoszące się do obstrukcji ludowców w kwestii liberalizacji prawa aborcyjnego. „Naród w referendum może ten temat zamknąć na wiele, wiele lat” – wtórowała mu w rozmowie z TVN24 (18 października 2023 r.), zgodnie z linią ugrupowania usiłując przenieść odpowiedzialność za rozstrzygnięcie sporu na społeczeństwo, jego partyjna zastępczyni Urszula Pasławska. Rzecz w tym, że zantagonizowane strony nie są ze sobą zgodne nawet co do klasyfikacji procedury przerwania ciąży. Jedni – jak prezydent Andrzej Duda – uznają ją za pozbawienie człowieka życia (wywiad dla Polsat News z 12 marca 2024 r.); drudzy – jak Joanna Scheuring-Wielgus – za, li tylko, zabieg medyczny (Onet Rano. Raport, 28 lipca 2023 r.). Tym podobnych kontrowersji nie wzbudzają, bo i z racji na fakt, iż niejako stanowią o światopoglądzie, wzbudzać nie mogą, wierzenia. Próżno jednakże – o dziwo, skoro dylematy światopoglądowe winno się rozsądzać w drodze referendum – szukać w przestrzeni medialnej wypowiedzi polityków nawołujących do umożliwienia obywatelom zajęcia w ich sprawie (także, a może przede wszystkim w odniesieniu do planowanych zmian w nauczaniu religii) bezpośredniego stanowiska.

Historia nauczycielką, ale czy dla wszystkich

W ciemnych czasach słusznie minionego ustroju jego prominenci ustawą o rozwoju systemu oświaty i wychowania z dn. 15 lipca 1961 r., mając na względzie świeckość placówek edukacyjnych, wyprowadzili katechezę poza ich mury. Nieobecność religii w szkole przeciągnęła się do niespełna trzech dekad, a jej formalny powrót, przy akceptacji społecznej, i to pomimo permanentnych wysiłków laicyzacyjnych aparatu PRL na poziomie 60 proc. (komunikat CBOS Opinie nt. problemu nauczania religii katolickiej w szkołach publicznych z czerwca 1990 r.), nastąpił 3 sierpnia 1990 r., kiedy to ówczesny minister edukacji Henryk Samsonowicz wydał stosowną po temu instrukcję. Dziś, w zupełnie odmiennych, wydawałoby się, daleko bardziej respektujących wolność wyznania uwarunkowaniach społeczno-politycznych szykuje się – wiele na to wskazuje – swoista powtórka z rozrywki. Oby nie! Wszelako bezmyślne powielanie błędów poprzedników nie jest najlepszą rekomendacją dla sprawujących władzę. A nauka płynąca z historii (na którą obecne kierownictwo MEN wydaje się zaimpregnowane) jest taka, że rządy przemijają, a Kościół, i to wbrew „przeszkadzaczom” pokroju minister Nowackiej i na przekór osobliwym „pomagaczom” autoramentu ministra Czarnka, trwa.

* * *

Rafał Zalcman - ojciec, mąż, nauczyciel z przekonania i wyboru, chocianowianin bez wzajemności. W przeszłości związany z „Edukacją i Dialogiem”. Inicjator i organizator Ogólnopolskiego Konkursu „Pasjonująca lekcja religii”.

dyskryminacja katecheci prawo religia
Poprzedni ArtykułPo różno – rzecz o relatywizowaniu zarobków (w szkole)
Następny ArtykułO religii w szkole, czyli quasi-polemika z pewnym „Redaktorem”

Powiązane artykuły

  • fot./ cookie_studio - pl.freepik.com
    Toczka w toczkę (p)różni
  • fot./ Drazen Zigic - pl.freepik.com
    O religii w szkole, czyli quasi-polemika z pewnym „Redaktorem”

Zostaw komentarz Cancel Reply

(will not be shared)

Kategorie

Tagi

agresja buylling cyfrowi tubylcy dyskryminacja e-learning egzaminy finanse formacja Internet katecheci klasy łączone kodowanie kompetencje cyfrowe kompetencje kooperacyjne Laboratorium mała szkoła nauczanie negatywna selekcja ocenianie podstawa programowa prawo programowanie rankingi reglamentowanie dostępu do zawodu religia rozhamowanie selekcjonowanie informacji Sudbury Valley Summerhill szkoła szkoły demokratyczne szkoły progresywne testomania testy Uczelnia 3.0 umiędzynarodowienie wiedza wychowanie zarobki zatrudnienie

Podziel się

Newsletter

O NAS

SUMA IDEI to przedsięwzięcie zorientowane na inicjowanie działań związanych z szeroko pojętą edukacją, skupiające wokół siebie grupę zapaleńców-wolontariuszy.

PATRONAT

Udzielany przez nas patronat ma przeważnie charakter honorowy i nie oznacza mecenatu finansowego. W szczególnych przypadkach udzielamy wsparcia organizacyjnego przedsięwzięcia. [szczegóły]

PARTNERZY


KONTAKT

W przypadku pytań, nie wahaj się – pisz:
Inicjatywa „SUMA IDEI”
ul. Bohaterów Wojska Polskiego 58/2
59-140 Chocianów
e-mail: kontakt[at]sumaidei.org

 

Copyright © 2020 by Fundacja "Suma Idei"