Inicjatywa "Suma Idei"
  • O NAS
    • NASZA MISJA
    • PATRONAT
  • NASZE INICJATYWY
  • W MEDIACH
  • O EDUKACJI
  • KONTAKT
  • O NAS
    • NASZA MISJA
    • PATRONAT
  • NASZE INICJATYWY
  • W MEDIACH
  • O EDUKACJI
  • KONTAKT
3 września 2024  |  Przez Łukasz In Religia, Zatrudnienie

O religii w szkole, czyli quasi-polemika z pewnym „Redaktorem”

fot./ Drazen Zigic - pl.freepik.com
fot./ Drazen Zigic - pl.freepik.com

Z narastającym poczuciem wstrętu przebijałem się przez kolejne zdania (bo nie akapity, tych naliczyłem raptem 12  – słownie: dwanaście) paszkwilu autorstwa „Redaktora” portalu naTemat.pl, atakującego w sposób godny funkcjonariusza pisowskiej TVP świeckich katechetów zabiegających, w obliczu stanowiącej efekt działalności minister Nowackiej niechybnej redukcji etatów, o protekcję Prezydenta RP.

 

Celowo przemilczam personalia „autora” wynurzeń, do których zamierzam się odnieść, gdyż jako żywo nie jestem zainteresowany promowaniem tak pojmowanego „dziennikarstwa”. Jednocześnie pozostaję w przekonaniu, że co bardziej dociekliwy Czytelnik celem zweryfikowania jego (tj. „Redaktora”) autentyczności – być może naiwnie zakładam, że mało kto zdecydowałby się na podpisanie imieniem i nazwiskiem tekstu tak wątpliwej jakości – bez większego trudu zdoła go zidentyfikować. Ale dość o nim.

Czego obawiają się katecheci?

W myśl wchodzącego w życie z dniem 1 września br. rozporządzenia Ministra Edukacji z dnia 26 lipca 2024 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach:

„Przedszkole i szkoła organizują naukę religii w grupie obejmującej wychowanków danego oddziału albo uczniów danego oddziału lub danej klasy, jeżeli na naukę religii w danym oddziale lub danej klasie zgłosi się nie mniej niż siedmiu wychowanków tego oddziału albo uczniów tego oddziału lub tej klasy”.

W sytuacji, gdy ów limit nie zostanie osiągnięty, dyrektor placówki zyskuje uprawnienie do organizowania nauki religii w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej. Z zastrzeżeniem, że liczebność takiej grupy nie może przekraczać 25 wychowanków/uczniów dla oddziałów przedszkolnych oraz klas I–III szkoły podstawowej i 28 uczniów w przypadku klas starszych. W szkole podstawowej dozwolone jest łączenie w odrębne grupy międzyklasowe uczniów klas I–III, IV–VI oraz VII–VIII.

Czy lęk wśród katechetów przed zaproponowanym przez – genialną, w opinii „Redaktora”, taktyczkę –Barbarę Nowacką rozwiązaniem jest uzasadniony? Jeżeli ktokolwiek ma co do tego wątpliwości, wystarczy rozszerzyć perspektywę o kolejny rok szkolny (tj. 2025/2026), od którego to, zgodnie z zapowiedziami, wymiar lekcji religii zostanie zredukowany o 50% (do 1 godziny w tygodniu). Popularności szkolnej katechezy, a co za tym idzie, statusowi nauczających jej nie przysłużą się z pewnością także inne działania kierownictwa MEN, jak zalecenie, aby lekcje organizowane były przed lub po zajęciach obowiązkowych (z racji na i bez tego wielce karkołomny proces układania planu lekcji nie wydaje się, aby w dającej się przewidzieć przyszłości owo zalecenie przekształcone zostało w obostrzenie) czy też zaprzestanie wliczania oceny z religii do średniej (rozporządzenie Ministra Edukacji z dnia 22 marca 2024 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych).

List do prezydenta

I oto szykanowani (używam tego właśnie określenia w pełni świadomie) w opisany sposób katecheci, ku zupełnie nieadekwatnej do sytuacji wesołkowatości „Redaktora”, poważyli się na apel do głowy państwa (wystosowany 15.08.2024 r. przez Stowarzyszenie Katechetów Świeckich), aby ta, w ramach przysługujących jej na mocy Konstytucji prerogatyw, zaskarżyła nowelizację rozporządzenia z dn. 26 lipca do Trybunału Konstytucyjnego. Pomijając moje osobiste zastrzeżenia do sprawującego urząd Prezydenta RP, jak również wątpliwości co do legalności funkcjonującego dziś Trybunału Konstytucyjnego, w odróżnieniu od „Redaktora” („W liście grzmią o łamaniu prawa, porządku, dyskryminacji, a nawet o ryzyku utraty środków do życia. Czyli mówiąc wprost: w imię opłat, biskupa i etatu szkolnego pójdziemy z rządem na wojnę”) nie dostrzegam w postępowaniu sygnatariuszy listu czegokolwiek zdrożnego. Tym bardziej że przywoływane przezeń w rzeczonej korespondencji argumenty: 1) pozbawienie uczniów prawa do realizacji podstawy programowej na skutek łączenia ich w grupy międzyoddziałowe i międzyklasowe; 2) redukcja etatów i w konsekwencji utrata środków do życia licznej grupy katechetów; a w szczególności 3) wadliwość, z uwagi na błędy proceduralne, samego rozporządzenia (o czym szerzej w dalszej części) – wydają się nad wyraz racjonalne.

Wątpliwości RPO

Zaniepokojenie nauczycieli religii (choć, jak się wydaje, nie tylko ich) w dużej części podzielił prof. Marcin Wiącek, Rzecznik Praw Obywatelskich, który w wystąpieniu do MEN z dn. 10 czerwca 2024 r. (sygn. VII.5600.7.2024.AT) wyraził swoje zastrzeżenia w odniesieniu do procedowanych zmian. Wątpliwości Rzecznika dotyczą co do zasady dwóch obszarów: ochrony konstytucyjnego prawa do nauki oraz ochrony pracy. W przypadku pierwszego z nich, kwestionując pomysł łączenia uczniów w grupy międzyoddziałowe/międzyklasowe, M. Wiącek, wskazał, iż „jest to rozwiązanie wątpliwe z punktu widzenia dzieci i młodzieży, które – w myśl art. 1 pkt 1 ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe [przyp. RZ] – mają prawo do wychowania i opieki odpowiednich do wieku i osiągniętego rozwoju”. W obliczu powyższego jakikolwiek komentarz, jak również dalsze pochylanie się nad tą płaszczyzną, uważam za niecelowe.

Dalece bardziej frapującą – z uwagi na fakt, iż jak słusznie zauważa M. Wiącek, „nowa organizacja lekcji religii będzie skutkować […] redukcją zatrudnienia katechetów” – jest druga z podnoszonych przezeń kwestii, a mianowicie troska o dochowanie wynikającej wprost z zapisów Konstytucji (art. 24) zasady ochrony pracy. Stąd formułowane przez Rzecznika, a nabierające na znaczeniu ze względu na niezwykle krótki termin vacatio legis (przepisy mają wejść w życie z dniem 1 września 2024 r.) pytania: 1) czy przed przystąpieniem do pracy nad rozporządzeniem Ministerstwo Edukacji Narodowej oszacowało, ilu katechetów może z tego powodu stracić pracę? oraz 2) czy rozważane były jakiekolwiek okresy przejściowe albo mechanizmy pomocowe dla tej grupy nauczycieli?

Wszelkie wątpliwości w tym zakresie „rozwiewa” odpowiedź sekretarza stanu Katarzyny Lubnauer z dn. 21 czerwca 2024 r. (sygn. DKOPP-WOKO.021.1.2024.MK), która przekonuje, że wprowadzane rozwiązania „mogą […] być wykorzystane, gdy zaistnieją określone przesłanki, np. trudności w zatrudnieniu nauczyciela religii czy etyki lub obciążenie tego nauczyciela dużą liczbą godzin ponadwymiarowych”, co więcej, „nie oznaczają konieczności wprowadzenia zmian w stanie zatrudnienia nauczycieli religii i etyki”. Innymi słowy, zaniepokojenie katechetów jest całkowicie nieuzasadnione, wszak działania kierownictwa MEN mają na celu jedynie poprawienie komfortu pracy ich oraz dyrektorów szkół (sic!). Uff! Czyżbym usłyszał huk kamieni spadających z serc blisko 30 tys. nauczycieli religii? Smutna konstatacja po lekturze przedmiotowego pisma jest taka, że – stosując retorykę „Redaktora” – opłacana z moich podatków polityk intencjonalnie spartoliła swoją robotę (tj. nie oszacowała liczebności grupy zagrożonych katechetów i nie przewidziała dlań okresów przejściowych ani mechanizmów ochronnych), nie chce tego przyznać, a nade wszystko okrągłymi słówkami próbuje – że posłużę się eufemizmem (choć jak nigdy cisną mi się na usta słowa powszechnie uznawane za obelżywe) – wystrychnąć na dudka Rzecznika Praw Obywatelskich. Być może naiwnie liczę, że ten ostatni w stosownym momencie roku szkolnego wystąpi do resortu edukacji z prośbą o udostępnienie danych z SIO celem weryfikacji prawdomówności autorki odpowiedzi.

Katecheta – sługa dwóch panów

W roku szkolnym 2022/2023 w rodzimych placówkach oświatowych wszystkich typów nauczało łącznie 29086 katechetów, spośród których aż 59,6% (17342) stanowiły osoby świeckie. Zbiorowość ta, podobnie zresztą jak szerzej cała grupa zawodowa nauczycieli, jest wyraźnie sfeminizowana; stosunek kobiet do mężczyzn wynosi 4,5 do 1 (14225 do 3117). Jeśli zaś chodzi o strukturę wieku, dominują ją (tj. zbiorowość świeckich katechetów) 46–55-latkowie – w liczbie 10927 jednostek (63%).

Specyfiki statusowi tychże nadaje – do czego w sposób oczywisty pił, określając katechetów mianem „pracowników Kościoła katolickiego”, „Redaktor” – ich podwójna podległość służbowa. Z jednej bowiem strony, jako pracobiorcy, podlegają oni dyrektorowi szkoły (ten na mocy rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 25 sierpnia 2017 r. w sprawie nadzoru pedagogicznego czuwa m.in. – § 22 – nad przestrzeganiem przezeń przepisów prawa dotyczących działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej), z drugiej natomiast – jako nauczyciele przedmiotu – władzom zwierzchnim Kościoła (przesądza o tym art. 12 Konkordatu w brzmieniu: „W sprawach treści nauczania i wychowania religijnego nauczyciele religii podlegają przepisom i zarządzeniom kościelnym, a w innych sprawach przepisom państwowym”) lub związku wyznaniowego, który desygnuje ich do nauczania religii określonego wyznania w danej szkole. Wystarczy krótka refleksja nad przytoczonym fragmentem Konkordatu, aby uznać sformułowany przez „Redaktora” zarzut, jakoby na religii straszono aborcją i szczuto na gejów (nie wykluczam, że takie sytuacje mają miejsce), za akt oskarżenia wobec… dyrektorów placówek, w których do takich ekscesów dochodzi. Wszelako do przepisów państwowych (o których mowa w Konkordacie) regulujących pracę katechetów należy m.in. Karta Nauczyciela, a w niej zdefiniowane w art. 6 obowiązki nauczyciela, do których należą: kształcenie i wychowywanie młodzieży w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka oraz dbanie o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów…

Odpływ uczniów

Ostatnie półtorej dekady to okres, w którym w Polsce ujawniły się silne tendencje laicyzacyjne. O tym, że odreligijnienie społeczeństw jest zjawiskiem tyleż niepokojącym, ile stale postępującym, przekonały się przed nami m.in. Belgia, Holandia, kraje skandynawskie czy wreszcie najstarsza córa Kościoła – Francja. Problem ów dostrzegają nie tylko antyklerykałowie, w których ręku stanowi on doskonały oręż, ale także hierarchowie Kościoła katolickiego. Dość przywołać w tym miejscu wielce wymowną, aczkolwiek nieodosobnioną, wypowiedź bpa Wiesława Lechowicza, który w lipcu roku 2017 w rozmowie z KAI smutno konstatował: „«Przyspieszamy» nie tylko w dziedzinie technologii, gospodarki, ale niestety także w dziedzinie sekularyzacji”. Kontynuując wątek, ówczesny delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej oceniał, że dokonujący się w Polsce w ostatnich latach proces laicyzacji jest być może jeszcze bardziej dynamiczny niż to miało miejsce przez kilkadziesiąt ostatnich lat na Zachodzie.

Słowa te znajdują odzwierciedlenie w liczbach. Jeszcze w roku 2011 (dane ze spisu powszechnego) jako katolicy deklarowało się 33,7 mln Polaków, co stanowiło 87,6% ogółu społeczeństwa, podczas gdy dziesięć lat później wskaźniki te spikowały w dół do odpowiednio 27,1 mln osób i 71,3% populacji kraju. Co istotne, ludność Polski uszczuplała w tym czasie o niespełna 0,5 mln obywateli (spadek z 38 mln 511,8 tys. do 38 mln 36,1 tys.).

Niepodobna, aby w opisywanych okolicznościach na niezmienionym poziomie utrzymywała się frekwencja na lekcjach religii. Toteż po części prawdziwe jest stwierdzenie „Redaktora”, zauważającego, że „uczniowie masowo wypisują się z tych nieobowiązkowych zajęć, co prowadzi do sytuacji, że na przedmiot przychodzi po kilkoro dzieci” (pisownia oryginalna). Z ogólnodostępnych danych (rocznik statystyczny Kościół katolicki w Polsce 1991–2011 oraz Kościół w liczbach '2022, Annuarium Statisticum Ecclesiae in Polonia) wynika, że jeszcze w roku 2009 na katechezę uczęszczało 95% ogółu uczniów, podczas gdy w roku szkolnym 2020/2021 odsetek ten wynosił już tylko 85,7%. Tym, co umyka uwadze „Redaktora”, jest niejednorodność zjawiska, które zdecydowanie zyskuje na intensywności w placówkach ponadpodstawowych, w przypadku których faktycznie można mówić o jego masowości. Fakt ten zdaje się potwierdzać analiza autorstwa Justyny Sucheckiej (Prawie 1500 szkół w Polsce bez religii. Nie ma w nich ani jednej lekcji. Jak to możliwe?) przygotowana w oparciu o dane udostępnione jej przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, a obejmujące rok szkolny 2022/2023. W opracowaniu zestawiono liczebność placówek oświatowych poszczególnych typów, różnicując je pod względem kryterium obecności/organizowania w nich katechezy. I bez pogłębionej wiwisekcji wyłania się z niego zasadniczy rozziew pomiędzy liceami ogólnokształcącymi – 349 z 2399 (14,5%) a szkołami podstawowymi – 709 z 14072 (5%), w których uczniów bądź to pozbawiono możliwości uczestniczenia w lekcjach religii, bądź też ci sami z tego przywileju zrezygnowali.

Jakkolwiek jednak przywoływane statystyki są tudzież powinny być – dla kościelnych prominentów – alarmujące, tak spekulacje o wyprowadzaniu się katechezy ze szkół – a do takich posuwa się J. Suchecka – wydają się cokolwiek przedwczesne. Podobnie zresztą jak snute przez „Redaktora” mrzonki o „całkowitym usunięciu religii ze szkół” i fatalnych w związku z tym rokowaniach dla katechetów. Póki co obecność religii w szkole znajduje umocowanie w Konstytucji RP (konkretnie w art. 53 ust. 4), do której zmiany wymaganych jest co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Przypomnę tylko, że nie dalej jak w lipcu br. rządząca koalicja nie zdołała uciułać, celem uchwalenia ustawy dekryminalizującej pomoc w aborcji, większości zwykłej; w obecności kworum projekt zyskał uznanie w oczach mniejszej liczby parlamentarzystów, niż była mu przeciwna (głosy wstrzymujących się są dla ostatecznego rozstrzygnięcia nieistotne)…

Legislacyjna chałtura

Wbrew pozorom i – a może przede wszystkim – chciejstwu minister Nowackiej los szkolnych katechetów wcale nie został jeszcze przesądzony. Otóż w nieudolnie „obśmiewanym” przez „Redaktora” apelu do Andrzeja Dudy odnaleźć można fragment – krytykant, uznając najwidoczniej, że tenże nie pasuje do jego tezy, skrzętnie go przemilczał – odnoszący się do okoliczności, w których sporne rozporządzenie powstawało. Jak stanowi bowiem art. 12 ust. 2 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty: „minister właściwy do spraw oświaty i wychowania w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych określa, w drodze rozporządzenia, warunki i sposób wykonywania przez szkoły zadań, o których mowa w ust. 1 (tj. nauka religii)”. Tymczasem, co wprost wynika z informacji udzielonej RPO przez K. Lubnauer, do spotkań urzędników z delegatami Kościołów i związków wyznaniowych organizujących naukę religii wprawdzie doszło (24 kwietnia i 15 maja), jednakowoż „przedstawiciele strony kościelnej” w ich ramach li tylko „przedstawili swoje argumenty”. Nie sposób antycypować, jaką definicję sformułowania „w porozumieniu” przyjęły dysponentki gmachu przy al. Szucha 25, skoro dla jej wyczerpania wystarczające okazało się umożliwienie adwersarzom wyłuszczenia racji, które następnie w całej – rzecz jasna – rozciągłości zostały zignorowane, pewne jest natomiast, że odmienną od powszechnie obowiązującej. Jak podaje Wielki słownik języka polskiego, „w porozumieniu z kimś” – oznacza bowiem, poza poinformowaniem drugiej strony o podejmowanych działaniach, także konieczność uzyskania jej, co do nich, aprobaty. Przestrzeni do interpretacji w rzeczonym zakresie nie pozostawia zresztą rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów w sprawie zasad techniki prawodawczej, które przesądza, iż użyta w ustawie o systemie oświaty konstrukcja wyklucza, w przypadku braku osiągnięcia porozumienia, możliwość wejścia w życie takiego aktu normatywnego.

Nie powinny zatem dziwić, choć póki co raczej odosobnione, głosy krytyki płynące pod adresem firmującej zmiany B. Nowackiej. Naruszenie konstytucyjnej zasady legalizmu zarzuca jej wszakże prof. Paweł Borecki z Zakładu Prawa Wyznaniowego Wydziału Prawa i Administracji UW, a wątpliwości co do – że posłużę się eufemizmem – przejrzystości procesu legislacyjnego formułuje – jawnie obnoszący się z awersją do Kościoła – redaktor Piotr Pacewicz z portalu oko.press. Szczerze jednak wątpię, aby zżymanie się – zarówno ich (znaczących), jak i moje (maluczkiego) – na niskie standardy uchwalania prawa tudzież swobodne podejście urzędników MEN do już obowiązujących regulacji przyniosło jakikolwiek skutek. Nie dopóty, dopóki za predyspozycję nie do przecenienia uchodzić będzie – a takową w oczach „Redaktora” niewątpliwie jest – umiejętność naginania obostrzeń do własnych potrzeb, jak chociażby przy okazji wprowadzania edukacji seksualnej pod parasolowym pojęciem edukacji zdrowotnej (skądinąd obydwu wielce pożądanych). Doprawdy trudno o bardziej dobitny przejaw hipokryzji niż uciekanie się do temu podobnych wybiegów przez kreujących się – całymi wręcz latami – na obrońców praworządności, a dziś wiernie naśladujących znienawidzonych oponentów z czasów ich rządów – politykierów.

Z dnia na dzień na bruk

„My jako rząd i ja jako ministra edukacji zadbam o to, żeby katecheci, którzy będą chcieli, mogli uzyskać dodatkowe kompetencje, tak żeby uczyć też innych przedmiotów. Ten system wsparcia dla nich będzie” – zapewniła dość niespodziewanie i poniewczasie (bo dopiero 22 sierpnia) w rozmowie z TVP Info, przecząc jednocześnie stanowisku swojej zastępczyni przedłożonemu RPO, szefowa resortu edukacji. Gdyby brać powyższe na poważnie, należałoby się zastanowić, czy wypowiedzi B. Nowackiej, poza oczywistą złą wolą nakierowaną na katechetów, nie zdradzają czasem jej kompletnego dyletanctwa w zakresie pracy placówek oświatowych. Obowiązkiem dyrektora (na mocy rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli) jest bowiem przekazanie organowi prowadzącemu, do 21 kwietnia, zaopiniowanego arkusza organizacji szkoły na kolejny rok szkolny. Ten z kolei po uzyskaniu opinii organu sprawującego nadzór pedagogiczny zatwierdza ów arkusz w terminie do 29 maja danego roku. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że reformatorskie zapędy wierchuszki MEN zniweczyły (przynajmniej częściowo) wysiłki całkiem licznego grona kierujących placówkami edukacyjnymi, nadto stawiając tych ostatnich przed koniecznością oszacowania – co w okresie wakacyjnym jest właściwie awykonalne – liczby uczniów, którzy od września zdecydują się uczęszczać na katechezę. Poza wszystkim miesięczny okres vacatio legis – jak zauważa ks. Grzegorz Giemza, dyrektor Polskiej Rady Ekumenicznej, a na co dzień duchowny Kościoła ewangelicko-augsburskiego – „stwarza realne zagrożenie utraty pracy przez część nauczycieli religii, bez realnej szansy zdobycia nowych kwalifikacji dydaktycznych w zakresie dyscyplin, wśród których występuje deficyt nauczycieli”. O zweryfikowanie wiarygodności tej smutnej konstatacji, odsłaniającej uczciwość jej intencji, pokusiła się w Gościu Radia Zet (audycja wyemitowana 26 sierpnia), sprowadzając opór związków wyznaniowych wobec wprowadzanych zmian do „wycia o kasę”, sama ich inicjatorka…

Doprawdy nie sposób sobie przypomnieć przedstawicieli innych profesji, których media (vide „Redaktor”), ale przede wszystkim rządzący, na przestrzeni ostatnich lat traktowali z równą pogardą i zajadłością co dzisiaj katechetów (w rzeczy samej lipcowe rozporządzenie przywodzi na myśl jako żywo – tak krytykowaną przez obecne środowisko polityczne minister Nowackiej – ustawę dezubekizacyjną). Niczego nawet zbliżonego nie doświadczyli – blokujący swoimi maszynami centra miast i autostrady tudzież wysypujący na torowiska zboże czy w końcu rozrzucający przed domem rodzinnym marszałka Sejmu obornik – rolnicy. Nikt też nie poważyłby się o tym podobne słowa pod adresem regularnie formułujących żądania podwyżek i premii, i to pomimo nierentowności kopalń węgla kamiennego, w których są zatrudnieni, górników. Zresztą wystarczy przyjrzeć się procesowi likwidacji zakładów górniczych i hojności pakietów osłonowych gwarantowanych tym ostatnim, aby dostrzec więcej niż subtelną różnicę między sytuacją ich i nauczycieli religii. Zapewne ani rolnicy, ani górnicy, co niejednokrotnie w przeszłości udowadniali, w obliczu takiej protekcjonalności nie nadstawiliby drugiego policzka. Tymczasem katecheci, miast brać z nich przykład nawet wbrew niemal całkowitej bierności central związkowych (symbolicznego wsparcia udzieliła im skompromitowana zblatowaniem z zapleczem politycznym poprzedniego rządu – KSOiW NSZZ „Solidarność”) i posunąć się chociażby… do zakłócania porządku publicznego, poważyli się na, pożal się Boże, list do prezydenta.

„Ateizm idiotyczny”

Nie wiedzieć czemu, zagorzałość, z jaką „Redaktor” „rozprawia się” w swojej „opinii” kolejno z nauczycielami religii, hierarchami, a ostatecznie Kościołem katolickim jako całością, uderzyła we mnie nadspodziewanie mocno, czego, jako że nie należę do nazbyt płodnych, najlepszym dowodem jest niniejszy tekst. Zapewne nieporównywalnie większą konsternację aniżeli ta, w którą przemyśleniami „Redaktora” wprawiony został niżej podpisany, wywołała swego czasu u późniejszego uznanego felietonisty „Le Figaro” przypadkowa wizyta w niewielkim kościele na rue d’Ulm w Paryżu. Dwudziestoletni wówczas André Frossard – bo o nim mowa – od najmłodszych lat formowany przez ojca, Ludwika Oscara, założyciela Francuskiej Partii Komunistycznej, na – nomen omen – zagorzałego marksistę, wszedł – jak sam relacjonuje w dziele pt. Bóg i ludzkie pytania – do kaplicy jako ateista, aby kilka minut później wyjść z niej jako chrześcijanin. W świadectwie pt. Istnieje inny świat, wracając do owego mistycznego doświadczenia, wciąż, mimo upływu lat, nie kryjąc nim zdumienia, tak w sposób metaforyczny oddaje towarzyszące swej duchowej przemianie skonfundowanie: „Byłem tak mocno zaskoczony, widząc siebie przy wyjściu z kościoła katolikiem, jakbym był zaskoczony, znajdując siebie przy wyjściu z ogrodu zoologicznego – żyrafą”.

Ze zbliżonymi odczuciami mierzyć się zapewne musiał także Lee Strobel, żurnalista podejmujący ongiś na łamach „Chicago Tribune” tematy sądowe i kryminalne. Tenże, powodowany nawróceniem na chrześcijaństwo żony – był rok 1979 – samemu pozostając ateistą, wszczął dziennikarskie śledztwo mające ostatecznie rozstrzygnąć kwestię historyczności Jezusa Chrystusa. Zgromadzony w rezultacie prowadzonego w oparciu o sprawdzoną przy okazji badania innych spraw metodologię dochodzenia materiał dowodowy okazał się na tyle przekonujący, że – jak deklaruje sam „śledczy” – więcej wiary wymagałoby od niego pozostanie przy ateistycznym światopoglądzie niż przyjęcie prawdy o Jezusie.

Obydwie, cokolwiek spektakularne, konwersje poddaję pod rozwagę, choć wciąż stosunkowo młodego, acz już – czy też raczej póki co (w co bardziej chcę wierzyć, aniżeli jestem o tym przekonany) – arcykategorycznego w sądach, a przy tym dla spójności narracji niejednokrotnie składającego na ich – tj. owych kategorycznych sądów – ołtarzu ofiarę z dziennikarskiej rzetelności, „Redaktora”.

* * *

Rafał Zalcman - ojciec, mąż, nauczyciel z przekonania i wyboru, chocianowianin bez wzajemności. W przeszłości związany z „Edukacją i Dialogiem”. Inicjator i organizator Ogólnopolskiego Konkursu „Pasjonująca lekcja religii”.

katecheci prawo religia zatrudnienie
Poprzedni Artykuł„Religijny” obłęd, czyli jak szkodzić, „pomagając” i „pomagać”, szkodząc
Następny ArtykułToczka w toczkę (p)różni

Powiązane artykuły

  • fot./ cookie_studio - pl.freepik.com
    Toczka w toczkę (p)różni
  • si_religia_w_szkole
    „Religijny” obłęd, czyli jak szkodzić, „pomagając” i „pomagać”, szkodząc

Zostaw komentarz Cancel Reply

(will not be shared)

Kategorie

Tagi

agresja buylling cyfrowi tubylcy dyskryminacja e-learning egzaminy finanse formacja Internet katecheci klasy łączone kodowanie kompetencje cyfrowe kompetencje kooperacyjne Laboratorium mała szkoła nauczanie negatywna selekcja ocenianie podstawa programowa prawo programowanie rankingi reglamentowanie dostępu do zawodu religia rozhamowanie selekcjonowanie informacji Sudbury Valley Summerhill szkoła szkoły demokratyczne szkoły progresywne testomania testy Uczelnia 3.0 umiędzynarodowienie wiedza wychowanie zarobki zatrudnienie

Podziel się

Newsletter

O NAS

SUMA IDEI to przedsięwzięcie zorientowane na inicjowanie działań związanych z szeroko pojętą edukacją, skupiające wokół siebie grupę zapaleńców-wolontariuszy.

PATRONAT

Udzielany przez nas patronat ma przeważnie charakter honorowy i nie oznacza mecenatu finansowego. W szczególnych przypadkach udzielamy wsparcia organizacyjnego przedsięwzięcia. [szczegóły]

PARTNERZY


KONTAKT

W przypadku pytań, nie wahaj się – pisz:
Inicjatywa „SUMA IDEI”
ul. Bohaterów Wojska Polskiego 58/2
59-140 Chocianów
e-mail: kontakt[at]sumaidei.org

 

Copyright © 2020 by Fundacja "Suma Idei"